29.1.12

Podręcznik do życia

                  Uwielbiam książki-oglądać dotykać,wąchać i pożerać oczami (okiem właściwie;))...Książki są ze mną od zawsze-jak byłam niemowlakiem uwielbiałam je obgryzać...jak już byłam prosiłam mamę o jedną książkę:" o zimie mamusi" i nie chodziło o zimę -porę roku -tylko o Rzym --mała książkę mojego taty coś na kształt przewodnika -podobno ją uwielbiałam-teraz już wiem dla czego -pełno tam zdjęć placów z kotami...;)Książka się bardzo przydała na lekcjach z historii sztuki:) Druga książka która utkwiła mi w pamięci to bajki birmańskie- O złotym żółwiu Maung Htin Aung, tak nie wychowałam się na Andersenie ani na Braciach Grimm tylko na bajkach birmańskich-czytała je mama, czytała babcia ale najbardziej chyba lubiliśmy jak czytał je tata.uwielbiałam te bajki-były takie właśnie nie bajkowe -był krokodyl co zjadał ludzi i chłopiec co zatłukł młotkiem parę staruszków--obiecując im w ten sposób kurację odmładzającą...i czapla co bała się że niebo zwali jej się na głowę więc spala z nogami wyciągniętymi do góry...jak dziś o nich pomyśle --to wiem ,że bajki były trudne i czasem nawet przerażające-ale nas -dzieci nie przerażały, wręcz przeciwnie fascynował nas ten orientalny świat...I chyba wrócę do tych bajek dawno ich nie czytałam może znajdę w nich coś co mnie tak a nie inaczej ukształtowało ;P A później było dużo dużo książek najróżniejszych, i pełne kart biblioteczne...Teraz niestety czasu brak, choć założenie ze przeczytam 52 książki w ciągu roku jest nadal aktualne to jest bardzo trudne w moim przypadku.Lubię pozanwać rzeczy od ich korzeni, od początku , nie lubie od środka-wyjatkiem są gazety które czytam od końca ;)Jelsi zainteresuje mnie jakas tematyka to draże temat dookoła,a że internet poki co pozwala na zgłębianie każdej tematyki w szerz i wzdłuż -czytanie książek przeciąga się w nieskończoność...miałam doczytać "Dary codzienności" czytam ale przy okazji trafiłam na "Szczeliny istnienia"-bo to też o ważności codzienności w życiu-tylko tak bardziej filozoficznie i zawile-ale warto się pochylić i pogłówkować-polecam zwłaszcza rozdział "Otwarcie",przy okazji trafił się numer "charakterów "bodajże z 2008 roku gdzie dowiedziałam się ze to lubowanie w codzienności i trochę zamykanie na świat -ma swoją nazwę- cocooning-  ba nawet pracują nad tym marketingowcy...czasem mam wrażenie że wszystko co robię ma swoja nazwę i  pewnie sztab ludzi to gdzieś aranżuje...trochę jak w Truman show...i tak płynie czas a ja przy jednej książce ;) Ale przecież nikt nie zabroni mi (póki mam miejsce:)) kupować i obwąchiwać nowych książek-- wiec wyrywam się do Empiku- ciesze oczy tymi pięknymi różniastymi  wydaniami,zapachem farby drukarskiej i trafiam przypadkowo-(jak oni lubią zmieniać te miejsca działów..).na coś co oznaczono "pedagogika " i czytam tytuły- jak..., tysiąc pomysłów na...,365 dni z ..., i od takich poradników półki ugięte-i myślę sobie kurcze-żyjemy w pięknych czasach na wszystko jest rozwiązanie podane na tacy-masz problem-szukasz odpowiedniej książki-czytasz i już z główki wydawało by się :) ale nie !!! bo jeśli jesteś człowieku bardziej dociekliwy i zaczniesz czytać więcej niż jedne tytuł na dany temat to koniec -jesteś gorzej niż w punkcie wyjścia !!! jesteś wciągnięty w galaktykę możliwości-mało tego jedne zaprzeczają drugim, jedne drugich pożerają,wciągają w czarną dziurę...koniec.Wychodzę z empiku -w głowie mi się kreci-możne od zapachu farby, może od nadmiaru propozycji....wracam,w domu półki się uginają -czas coś z tym zrobić ;)

20.1.12

czasem brakuje słow...

Przeczytałam i zamarłam...http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,11003296,Nie_ma_plodzika_.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Wysokie_Obcasy

Nie wyobrażam sobie takiego ,przeżycia,na samą myśl mam wielką góle w gardle,łzy same cisną się do oczu, Boże chroń nas przed takimi wypadkami i takimi ludźmi...Miałam to szczęście,że urodziłam zdrowe dziecko,mając przy sobie kochanego i troskliwego męża i fantastyczna opiekę położniczą,wszystko przebiegało dobrze a ja i tak w pewnym momencie krzyczałam i nikt mi słowa nie powiedział.Nie zapłaciłam złotówki,nie dałam w przysłowiową łapę, rodziłam w państwowym szpitalu...da się ? da !Poprostu ludzka życzliwość i zrozumienie i tyle.Nie mogę zrozumieć jak ludzie którzy wybierają taki zawód, przechodzą do porządku dziennego, pozbywając się współczucia, troskliwości i ludzkich odruchow... i nikt mi nie wytłumaczy,że tka po prostu jest,ze przyzwyczajenie,że zmęczenie...jak ktoś tak chce się tłumaczyć to niech szuka pracy na poczcie,niech stepuje znaczki ( bez urazy )a nie do tak odpowiedzialnego zawodu się pcha i tyle ...

Kotek za oknem

Miałam kiedyś kotka, ba wiele kotów ,kociara byłam straszna i byłabym pewnie do dziś, ale może kiedyś jeszcze będziemy takiego kotka hodować :)Miałam kotka nazywanego przez wszystkich "bida" Bida był od urodzenia chory miał coś w rodzaju padaczki, przy jedzeniu tak strasznie się męczył,że padał i trzeba było go chwile nosić, bał się wychodzenia na dwór, miał wtedy ataki padaczki-okropny widok.W każdym razie miałam tego kotka chyba rok i był dla mnie jak dziecko.Wymagał ciągłej opieki, a moje powroty witał jak szalony,jak wychodziłam z domu kładł się na moich ciapach i czekał aż wrócę... niestety zginął śmiercią tragiczną,spadł z balkonu...Bida nauczył mnie cierpliwości i akceptacji bezgranicznej bez względu na zalane kawą notatni--z reszta nie moje notatki, które musiałam potem przepisywać-a sporo tego było,obsikane meble,ubrania i rysunki, zakupane doniczki kwiatów...Taki trening przed zostaniem rodzicem jest świetny, potem żadna kupa dziecięca nie straszna...Pozniej miałam innego kotka,kotka nazwałyśmy z siostrą Maniek( serial Magda M.).Maniek był przeuroczym bardzo mięciutkim ( nad wyraz mięciutki wiem co mowie dużo kotów wymemłalam i zagłaskałam), milutkim i przytulalskim,już go niestety nie ma...ale jego sobowtóry prześladują mnie bardzo często. Identyczny kotek przywitał nas przed domkiem na "Fuertaventura" w czasie podroży poślubnej...potem cały tydzień pokazywał się przynajmniej raz dziennie,zazwyczaj spal na zewnętrznym oknie..W ogóle Fuertaventura jest kocim rajem, mnóstwo tam kotów,łażą sobie swobodnie po ulicach, piękne kolorowe i wypasione-być może właśnie do tego raju trafił mój Maniek :) A teraz "kolejny" Maniek siedzi za oknem ,nie wiem skąd nie wiem czyj ale przychodzi często ,może go zaadoptuję...Adaś bardzo lubi kociska, ba ma to w końcu w genach po mamusi-na widok kota piszczy i mówi coś na kształt"eijji"może to ma być miał ,nie wiem ale lubi dusi ,mizia przytula te pluszowe i te prawdziwe:)

a tu kolejny zliftowany scrap

16.1.12

No i jest zima :)

Mamy piękna zimę za oknem. Własnie wrocilismy ze spaceru,Adsiek do łożeczka ja do obiadu, teraz chwila przerwy i mogłabym napisac juz za Nosowską "kocham ten stan...papierosy,kawa ,ja.."ale nie pale i nigdy nie paliłam i raczej nie zamierzam wiec bedzie kocham ten stan -laptopik,kawa,ja;). Po tym przydługim wstępie czas na dwake refleksji.Adasiek zaliczył dzis pierwszego nura w śnieg i to takiego porządnego po czubek głowy-przerażenie ogromne, nowe, białe mokre i do tego zimne jeszcze-ale płaczu nie było, wrecz przeciwnie.Do tej pory kazde spotkanie ze śniegiem odbywało sie w towarzystwie grymasu i tekstu "bleeee" nie chciał chodzić po śniegu ,dotykać jedynie dupka na sanki i jedziemy...Chyba go ta biała połać śniegu dookoła przerażała, choć do strachliwych dzieci nie należy.Ale po przymusowym "przytuleniu"snieznej pokrywy Adas zaplał milościa do sniegu :) I zaczeło sie brodzenie po zaspach strzasanie sniegu z choinek itp.Porzadnie sie dotlenilismy oboje,wszystko mokre,rekawiczki przemoczone zupełnie ale za to buziak usmiechniety od ucha do ucha :) i tak sobie pomyslałam ,o nas "drosłych" ile to razy do czegos nie mozemy sie przekonac, odkladamy na pózniej lub zupełnie gardzimy czyms nowym,ktoś nas namawia,podpowiada amy nie i nie bo to bo tamto -a w środku poprostu strach przed nowym nieznanym.A gdyby tak poprostu wapśc w cos "nowego "i po pierwszym "zmoczeniu " nie uciekać tylko ucieszyć sie,że nowe i może fajne i ile nam nowych możliwości daje...Racje maja państwo Kobat- Zinn w "darach codzienności"pisząc,ze dziecko należy traktować jak nauczyciela,czasem położyc się na "podłodze" i spojrzeć z jego perspektywy.Książka wspaniała,nadal w przetrawianiu i czytaniu bo nie należy do tych książek o byciu rodzicem ktore czytamy czytamy i nagle juz koniec ??? a gdzie treść? ;) Lubie czytać, lubię choc nie mam czasu na zanużenie sie z ksiażka pod kocem, z kubasem herbaty-stos książek rośnie-a i tu sie pochwalę:) ostatnio wygralam "Musimy porozmawiać o Kevinie" w konkursie wysokich obcasow:)) I czekam z niecierpliwościa na listonosza-bo choc czytałam,że ksiazka trudna i szokująca to jestem gotowa zarwac pare nocy by ja przetrawic.A wszystko dlatego ,że do kin "wszedł" własnie film na podstawie tej książki...i rozpetała sie dyskusja ktora mi juz bokiem wychodzi -bo tyle łupot ile usłyszłam od madrych pan z telezwizji to jeszcze nie słyszałam...ale to na inny post ,moze jak przeczytam to sie wypowiem.W kazdym razie ogłaszam : za Ja osobiście dziecko swoje kocham bardzo i nie uwazam ze dzieci moga rodzic się zle z natury-to rodzice je takimi robią niestety-z niewiedzy lub innych problemow.Dodatkow uważam ,że dopoki sobie ktoś swego zycia nie ustabilizuje i kilku spraw najwazniejszych nie przmeysli na dziecko nie powinien sie decydowac z tego wzgledu ,że dzieci nam spraw nie porzadkuja wrecz przeciwnei--to nasz obowiązek by tym dzieciom pokazac jak życ a nie odwrotnie...Ale to moje osobiste zdanie :)koniec jak to P. mowi litani;)
teraz scrapy ;) zliftowane wiecje o projekcie na blogu : http://liftonoszki.blogspot.com/


 pozdrawiam ciepło i zachęcam odwiedzających do zostawiania komentarzy,będzie mi bardzo miło:)



7.1.12

malutki nowy roczek:)

Krok za kroczkiem nowy roczek, lubię ten czas :) początki...zawsze to lubiłam ,nowy początek roku,zeszytu,książki,biel czystej kartki-wszystko można zacząć od nowa.Postarałam się i pozamykałam pewne sprawy w 2011, wysprzatałam mieszkanie z kurzów 2011-nawe tych pod kapną;). Wszystko co trzeba zostało za mną, to czego potrzebuje,kocham ,marzę przenoszę i planuję na 2012.Powstał kalendarz, tym razem taki na moją miarę-bo w tych kupionych zawsze mi czegoś brakowało.Ma okładkę z motywem obrazu jednego z moich ulubionych artystów-A.Muchy-co ma przypominać o sięganiu po farby i inne sprzęty, które zaczęły się już dobrze kurzyć,jest zawieszka aparatu który mam nadzieję będzie jeszcze bardziej intensywnie użytkowany w tym roku,i sporo miejsca na wklejanie zapisywanie mazajowanie, rysowanie itp.:)Powstała lista celów i spraw do załatwienia.Z najważniejszych spraw-zrobienie prawa jazdy-koniecznie-dzięki Bogu-ktoś dał mi ostatnią szansę i przeniósł nowe przepisy na 2013;)Jest jeszcze postanowienie przeczytania jednej książki tygodniowo projekt52(będą recenzje,będą;)),jednego zdjęcia dziennie-projekt365,no i projekt do którego wciągnęła mnie immacola!!!za co dziękuje !!! Liftonoszki edycja 2012:)))-dzięki temu dziś powstał mój pierwszy w życiu scrap!!! były kartki,notesy,pudełka,a teraz kolej na scrapy:)tyle zdjęć czeka :)jest jeszcze kilka pomysłów ale to wyjdzie w praniu, jeśli uda mi się rozciągnąć dobę ;)
                 W Nowy rok wkroczyliśmy bardzo rodzinnie,turlając się na dywanie z aparatem w ręku,byliśmy co prawda na imprezie,ale pan Adam w pewnym momencie stwierdził,że zabiera zabawki i idzie do domu,bo towarzystwo za stare-dosłownie,spakował klocki i zrobił swoje znane już"pa-pa", imprezę kontynuowaliśmy już w węższym gronie;).
i scrap z kawałkiem zdjęcia- kawałka mojego obrazu ;)