21.12.12

prywatny koniec świata

Prywatny koniec świata ,już chyba za mną... Ludzie martwią się kataklizmami ze strony żywiołów ,a tu inni ludzie potrafią od tak zrobić komuś koniec świata w prezencie. Coś się skończyło, coś pękło padło dużo nieprzyjemnych słów, bo ktoś niby chcąc dobrze potrafi porządnie dać po mordzie, by za chwile odwrócić to tak,że sami sobie na to zasłużyliśmy. Kolejny raz tracę wiarę w ludzkie zrozumienie, już doskonale wiem, dlaczego nie powinno mówić się -ze się kogoś rozumie -o ile samemu nie było się w identycznej sytuacji. Można powiedzieć staram się zrozumieć co czujesz i tyle...Kolejna lekcja od życia ,nie wybielam czegoś co jest czarne, nie tłumaczę, zamykam za sobą drzwi. Zostawiam wszystko samo sobie," przewróciło się niech leży..."Czas zacząć nowy etap, jak sobie poradzę, nie wiem ,mam nadzieję,że będzie lepiej, o ile znów ktoś nie wsadzi swoich pazurów tam gdzie nie trzeba. Ile łatwiej było by żyć ,gdyby każdy zajmował się swoimi sprawami ,gdyby nikt nie znał życia lepiej od nas...Ktoś kiedyś powiedział ,ze co nas nie zabije to nas wzmocni ,ja słyszałam, że co nas nie zabije to nas dopadnie później , no zobaczymy...Jedyny plus tej całej sytuacji ,mam wrażenie,że kocham jeszcze bardziej, mimo wszystko...

12.11.12

energii brak...

Utknęłam w czarnej dziurze..i wygrzebać się nie umie...nie widzę światełka w tunelu ,a powinno być tak pięknie... powinnam tryskać radością a tu dupa. na pocieszenie czytam, w meidzyczasie ,w przelocie, wkradam się w inny świat, żeby nie myśleć. Czytam "Czarne mleko" Elif Safag, ksiażka bardzo ciekawa, aczkolwiek spodziewałam się głębszej analizy, jak dla mnie trochę infantylne podzielenie osobowości kobiety na panny -male kłócące się istotki , jakoś mi to nie pasuje, do opisów ciekawego życia autorki i jeszcze ciekawszych wtrąceń o rożnych pisarkach . Generalnie recenzje straszą ,że jest to książka o depresji poporodowej ,nie wiem kto to wymyślił ,ale to kompletna bzdura, książka stanowi raczej  zbiór rozmyślań nad jednym z ważniejszych życiowych wyborów kobiety -zostać matka czy sobie to odpuścić. Dużym plusem jest robota wydawnictwa ,pięknie wydana, twarda oprawa, ciekawa okładka. więc podczytuje podczytuje, 2/3 książki za mną ,mam jednak nadzieje na coś co mnie zaskoczy i pozwoli pozostawić książkę na półce "ulubione".

6.11.12

Pogodziłam się z jesienią;) doszłam do momentu ,kiedy ciesze się ,że jestem w domu ,ze nie muszę wychodzić, nie licząc spacerów z Adaśkiem..., krótka wyprawa i znowu w ciepłe domowe pielesze :) Czuje sie coraz lepiej, humor dopisuje, i tak jakby mózg znowu wraca do formy, czytać mi się chce! i to nie program tv jak w poprzedniej ciąży ,tylko coś bardziej wciągającego ,wymagającego . Wczoraj na przecenie udało mi się zdobyć dwie, wydaje mi się fajne pozycje,  w niewiarygodnie niskiej cenie -6zł !Do tego jedna poszukiwana od dłuższego czasu "Czarne Mleko" E. Safak w końcu wpadła mi w ręce podczas sobotniej wyprawy do Empiku-nigdy nie pamiętałam nazwiska autorki... I wylicytowana na allegro Linia życia - J. Pioult. Uwielbiam ,przeceny,licytacje i takie tam...książkowe rewelacje, taki substytut polowania ,radości z tego mam bardzo dużo, niosę taki łup do domu z wielka dumą i czekam na tą chwilę by w ciszy schować się pod kocyk i odpłynąć...Tylko choinkowych lampek mi brak do pełni szczęścia- taki idealny klimat do czytania,ale to już przecież tak niedługo, już chodzi mi tysiące pomysłów po głowie, dekoracje, no i "grudnik " z tamtego roku ,zapisałam wszystkie tematy, nie wiem czy strona istnieje jeszcze w sieci, wyzwanie poległo na prowadzeniu dziennika grudniowego,z codziennie innym wyzwaniem. Więc do roboty:) aczkolwiek powolutku i w miedzy czasie " odpoczywamy" jak to stwierdziła wczoraj moja pani doktor ..0

1.11.12

wracam...

Wracam, mimo długiej przerwy ...wracam z bagażem nowych emocji, doświadczeń, ze światem przewróconym do góry nogami i poukładanym od nowa...Wracam... lubię powroty do miejsc znanych, z dobrymi wspomnieniami, lubię takie powroty zwłaszcza jesienią,zaszywam się w tedy jak w domowych pieleszach- we wspomnieniach,w kolorach w cieple, w tym co dobre ...wracam zazwyczaj jesienią-to taka pora roku kiedy mam ochotę,na stabilizacje,na odłożenie nowych wyzwań,na ciepło koca, na refleksje, na książkę...wracam więc i tu, bo było mi tu dobrze. Pisanie ma taka wspaniałą moc porządkowania myśli, nie za bardzo udaje mi się to w głowie,może dlatego, że podejrzewane ADHD, nie pozwala skupić myśli i biegną gdzieś zahaczają o nowe i nowe skojarzenia, a tu czysta karta, klawiatura myśli same przychodzą ,słowa układają się w całość -cudowna mocą uspokoją...
   Ostatni wpis z kwietnia z mocnym postanowieniem -wiem dokąd zmierzam...i udało się,  pół roku zwariowanej pracy z aparatem, pełną parą, masa zadowolenia,spełnienia- to cudowne poczucie, ze jest się na właściwym miejscu, uśmiechy zachwyty,a nawet łzy wzruszania, cudowny czas.Wiec zahaczyłam się ,puściłam korzenie ,wiem czego chcę w tej sferze życia,jest punkt zaczepiania ...cudowna stabilizacja. Pomimo baaardzo napiętego grafiku dnia i nocy (co tam człowiek się już nauczył ,że nie ma co spać ,trzeba korzystać..) w głowie..hmm może by tak teraz inną sferę życia rozkręcić na nowo ,może by tak od nowa ją rozpędzić...zawsze chciałam mieć dwójkę dzieci, bo co samo jedno dziecko szukające prezentów pod choinkę? albo jakieś spiski ,albo wspólne tajemnice? w pojedynkę nie do wykonania...I udało się...szybciej niż się spodziewaliśmy,stu procentowa pewność, nie wychylam nosa z z lodówki..później do tej lodówki zaglądać nie mogę...trudne początki,ale już mam nadzieję wstępnie ogarnięte...rosnę...cieszę się ..rosnę... pierwsze usg za mną...niesamowite uczucie,mimo ,że znane, radość ściska gardło..pierwsze przyłożenie głowicy aparatu usg do brzucha i jest ,widzę i nie wierze choć wiem już od miesiąca...rączki nóżki, kręgosłup...macha rączką...mimo ,ze znam to wszystko wiem ,to odbieram zupełnie inaczej ,bo do tej pory tylko Adaś, Adaś był taki tam w brzuchu... Adaś już jest dwa i pól roku na świecie , a tu ktoś drugi ,ktoś zupełnie nowy...niby ta sama ścieżka a jednak zupełnie inaczej ...tylko czasem strach ,czy aby na pewno ta miłość się potem mnoży i mnoży ,bo  na samą myśl, że mam ją dzielić na pół serce mi się kroi, nie chce niczego odbierać Adaśkowi ...Tak więc do końca roku jeszcze dwa miesiące...a ja już wyrobiłam plan z horoskopu który sam sobie z resztą ułożyłam (scrapek ze znakiem zodiaku)..samospełniająca się przepowiednia??? jeśli tak to już, już piszę na następny rok :)
 Musiałam zwolnić tempo, zdecydowanie mniej pracy nocą , już bez zleceń,mam nadzieję wrócić do scrapów, do wpisów tutaj, do czytania moich ulubionych blogów(Twój elulu czytam co dzień;))

3.4.12

wiem,że nic nie wiem ...

Oj dawno mnie tu nie było ...niektórzy  podstępem mnie zwabiają w sieć blogowni ;) A ja po prostu jakoś tak ostatnio wolałam poczytać papierowe i namacalne rzeczy :) Pewne decyzje za mną ,pewne przede-mną , wnioski też wyciągnięte...wiem ,ze niektórych ludzi trzeba unikać ,z niektórymi żyć na dystans ,a niektórych wielbić za to że są i cała życiowa prawda :) Tyle wiem!!! a czego nie wiem...już tak mam ,że nawet jak coś wiem na dany temat,a mam ochotę się jeszcze pozagłębiać to podchodzę do sprawy jak Sokrates-w ten sposób zaczęłam pochłaniać książki o fotografii i o to wnioski -jak się okazuje wiem sporo,ale też pewne rzeczy umkły zupełnie i jak się okazuje "robione na czuja "całkiem dobrze się miały...aczkolwiek robione były trochę naokoło...no i niestety jak się też okazuje na rynku sporo pozycji "lejemy wodę "plus ładne zdjęcia...Więc czytamy, czytamy w międzyczasie porządkujemy, skręcamy zjeżdżalnie do samochodów ,i mamy w zamiarze domek z kartonu po lodówce, ach no i jeszcze ozdoby świąteczne...jeśli nie przegadamy dziś popołudnia z M. i coś uda się wydłubać ;) Święta tradycyjnie w rozjazdach, strasznie ciągnie mnie do domu rodzinnego,strasznie....choć dopiero wróciłam...Adaś cały czas mnie zaskakuje, widać początki upartości i dożenia do wyznaczonego celu, czasem nie zważa na nic, chciałabym by wyrósł na takiego człowieka, który będzie uparcie realizował swoje marzenia...mam nadzieję ,ze nie przegapię tego etapu i będziemy długo rozmawiać o tym o czym marzy i że będzie marzyć umiał,żeby nigdy pogłowie nie kołatały mu się myśli ,że coś się nie da, że ja nigdy ...zawsze się da trzeba tylko pokombinować :))  Tylko przykład musi mieć ...stąd podjęte zostały pewne decyzje i trzymam się ich kurczowo-zwłaszcza ,że mam wsparcie w P.!!!


13.3.12

wstalam, otrzepałam się, idę dalej :)

Burza minęła,a może tylko przycichła nie wiem...ale  u mnie zmiany-jakoś to wszystko co sie przez ostatnie 3 tygodnie prze-kotłowało i początkowo wbiło w ziemie ,paradoksalnie pozwoliło nabrać sił. A może to fakt ,że znalazło się kilka osób ,które pozwoliło się wypłakać wygadać i zrozumieć, nie wiem.Ale bardzo dziękuje Tym, którzy nie machnęli ręka tylko przytulili i po prostu byli -oj chyba to właśnie daje ogromna siłę...no i jeszcze jedno -jak zwykle sny ;)  tym razem przyśniły mi się komentarze pod moim ostatnim wpisem -komentarze w postaci ludzkiej ;) pozdrawiam dziewczyny( eleulu i nie tylko mama) i dziękuje!!!, nie znam osobiście, ale w śnie poznałam;) oj,pogmatwane wiem -ale w gruncie rzeczy jak na raka przystało wyłażę ze skorupy z wycofania i do przodu :)) no i wiosna wiosna!!!!!słonko i zapach hiacynta na parapecie, oj musi być dobrze w końcu :) pozdrawiam serdecznie odwiedzających tych wpisujących się i tych incognito ;)

4.3.12


zdeptana...

tak się ostatnio czuję ,niestety... i to nie przez pogodę ,nie ze zmęczenia ale z podłości innych ludzi...nawet nie mam siły o tym pisać, pięć dni trawienia wszystkiego wystarczy ,żeby odechciało się wszystkiego... Człowiek sobie mozolnie buduje poczucie własnej wartości ,wyszukuje rzeczy które cieszą, odnajduje radość życia -mimo wszystko ,stara się zaciska zęby ,nie myśli o tym co boli -a tu ktoś z boku pięknie podsumuje wszystko -wystawi laurkę taką,ze ręce opadną... nie nawiedzę -szczerze nie nawiedzę-osób które niby chcą niby pomagają ale wszystko skrupulatnie wypomną i obrócą przeciwko ...Jedno wiem na pewno-teraz nie będę jeść "spalonych tostów",najpierw liczymy się MY: ja,Adaś i P. potem Ci na których wiem ,że naprawdę można liczyć, reszta na szarym końcu,niektórzy wcale... coś pękło ...nigdy więcej nie będę "grzeczna "a starsi ludzie nie zasługują na szacunek z racji wieku jedynie z racji tego jacy są i tyle o!!!

nie dam się zdeptać ,nigdy więcej....

23.2.12


uwielbiam...czasem potrzebuję,ale nie umie prosić, może to błąd

o sobie ...

         Nic tak naprawdę nie wiemy o sobie-do póki nie zaczniemy się nad sobą zastanowić i siebie odkrywać.Większość wiedzy o nas pochodzi z tego jak odbierają nas inni,jak i co o nas mówią.Jeśli mamy to szczęście i dookoła siebie mamy ludzi dobrych, myślących i empatycznych wiemy o sobie dużo dobrego,przeglądamy się w ich oczach i widzimy obraz kogoś dobrego, kogoś kto pomimo niedoskonałości jest wiele wart,kogoś kogo warto wspierać i dawać szanse na rozwój, kogoś kogo warto kochać...Ale niestety często jest tak,że mamy wokół siebie osoby, które być może nieświadomi skręcają nam kręgosłup poczucia własnej wartości-oceniając nas przez pryzmat naszych zachowań,często nie znając szerszego kontekstu,przez porównania z ideałami których nie ma...przez kocham cie, ale...i niestety w większości przypadków nasza wiedza o nas samych kończy się w tym miejscu... Fajnie jest gdy ktoś zainspirowany rożnymi sposobami poznania siebie,zaczyna się zanużac we własną osobę,ale cześć osób nie chce-mówiąc ,że nie lubi, nie potrzebuje...a tak naprawdę kurczy się w sobie za tekturowym "ja"wyciętym z szablonu na pokaz ,na potrzeby innych...I dziwi mnie taka postawa, bo całe poczucie własnej wartości -czy tzw samoocena to jest jak sama nazwa wskazuje NASZE odczucie,nasz postrzeganie siebie !!! WARTO WIEC GRZEBAĆ W SOBIE,NAWET JAK BOLI,NAWET JAK PRZYPOMINA TO OPERACJE NA OTWARTYM SERCU BEZ ZNIECZULENIA,warto naprawdę... i jeśli nie mieliśmy tej okazji spotkać tych dobrych ludzi,bądź siedzi w nas podejrzliwe JA i nie wierzy w to co słyszy, warto usiąść i zastanowić się,zapisać i nie to typowe za i przeciw -ale to jak nas ukształtował świat,czego nas nauczył,a czego  chcemy się od niego nauczyć,spojrzeć na siebie jak na obcą osobę,albo opisać siebie jako ta obcą,którą czasem gdzieś widzimy i której czegoś możemy pozazdrościć. Naprawdę warto zainteresować się sobą i żyć "bardziej ", bo jeśli intersuja nas inni ludzie to czemu nie my sami ?:) Ja miałam to szczęście,że na każdym etapie mojego życia, no prawie na każdym... znalazł się ktoś, kto budował pozytywny obraz mojej osoby z zewnątrz, jednej osobie chciałbym podziękować- ale to już nie możliwe-może widzi z góry ...po przeczytaniu tony tekstów na temat samooceny(magisterka) wiem ,ze to co widzę w lustrze to naprawdę ja, nie jak śpiewał Grześ Ciechowski niestety ja tylko -na szczęście ja i taką mnie macie i już :) a to co ktoś to już jego sprawa...i taka postawa uchroniła mnie wielokrotnie od harakiri zwłaszcza ostatnio;) o sobie wiem jeszcze więcej odkąd przyglądam się swoim snom,swoim pracom,analizuję -przeszłość-już bez przykrych emocji.nie warto zamykać za sobą drzwi,palić mostów,to i tak wróci...Dlatego lubię podejmować wszelkie wyzwania w których mogę pozanurzać się we własnej osobie i nie ma w tym nic z samouwielbienia-raczej z kochania siebie ;)

A tu jeszcze blog osoby która chyba też lubi siebie;) http://wolfann.blogspot.com/
wpadłam przez przypadek i zakochałam się w pracach :) więc Liftonoszki dostał nowe wyzwanie :)


18.2.12

myśle sobie,że ...



        Ta nutka kilka lat temu rozgrzewała moje serducho-co dzień rano -aż przyszła wiosna-chyba pora na powtórkę.Zazwyczaj czekam na świeta Bożego Narodzenia ,gdy chodziłam do szkoły następnym wyczekiwanym czasem były ferie-teraz feri nie mam, wiec taka przepaść do marca, co prawda po drodze jeszcze Walentynki, ale te wole obchodzić codziennie buziakiem na dzień dobry i dobranoc niż kwiatkiem raz do roku...więc czekam do marca -tak jakoś utkwiło mi w głowie ze od 8 marca już wiosna musi być- chyba przez ukochane hiacynty ten zapach mmhmmm...się rozmarzyłam zawsze na dzien kobiet od taty potem stały na oknie i cieszyły oko...a potem to juz z górki,święta Wielkanocne ciepełko przyjemny wietrzyk kwitnące drzewa...Uwielbiam wiosne i jesień--najfajniejsze pory roku i cieszę sie bardzo ,że mieszkam w takim klimacie,taka różnorodność. Przeżyłam już grudzień na plaży i powiem szczerze-nic specjalnego-na tydzień owszem cudnie, bosko podczas zimy poczuć zapach lata -ale na tydzień ,bo kolędy i światełka choinkowe a do tego klapki i bikini maja się ni jak :) Wiosna ,wiosna ,wiosna ah to Ty ... uwielbiam jeszcze z jednego powodu- wiosna urodził się Adaś, klika dni przed porodem moje zmysły wyostrzyły sie o 180 stopni pachniało wiosną, kwitnące drzewa dosłownie właziły w oczy,ta cudna zieleń ,jak to pisze Sonia Raduńska :najpiękniejszy odcień zieleni jest właśnie w maju :) Pachniało, brzęczało i Adaś tez chyba chcial to wszystko zobaczyć i koncert juwenaliowy Happysad też chciał usłyszeć bo przyszedł na świat dwa tygodnie wcześniej w szpitalu pod którym koncert ów się odbywał. Pamiętam jak poszłam do łazienki gdzie przed otwarte okno wpadało cudne majowe powietrze a w oddali słychać było " że:
Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Bo miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze...
i tak sobie przypomniałam jak cztery dni wcześniej P. trzymał mnie za rękę i powtarzał,że dam radę... Mam takie fajne wspomnienia z tych pierwszych dni życia Adasia :))) czekamy na wiosnę !!!



10.2.12

nie ogarniam...

Nie ogarniam ostatnio rzeczywistości-nie tej domowej -ta ma się bardzo dobrze-tej na zewnątrz poza moim "kokoningiem". Chciałam skomentować,podsumować ale nie potrafię-nosiłam się z napisaniem posta już długi cza,s ale po prostu nie potrafię-przeraża mnie okrucieństwo ludzkie, rozdziera serce i wysysa siły na następne tygodnie życia...rozmawiam ze starszymi pokoleniami -komentują krotko -- kiedyś było łatwiej- to było dobre a to złe-teraz mamy relatywizm --niby nas uwalnia, pozawala żyć jak chcemy,ale pozwala też wszystko wytłumaczyć-to jest złe ,ale...Kiedyś była Matka Polka --teraz jest kobieta wyzwolona z jednej strony z drugiej anty-macierzyństwo- walczące z umartwiona matka polką-z trzeciej coś co nie zasługuje nawet na pojecie anty...Zapominamy chyba o najważniejszym,o co ta batalia o wolność-czy wybrane przez nas niby świadomie-każda kobieta powie,że ciąża planowana..-obowiązki które trzeba unieść a co za tym idzie podjąć nieodłączne poświecenie...a gdzie w tym wszystkim są dzieci ??? niestety ostatnie wydarzenia pokazują...brutalnie...
          Odrywam się od tego -jeszcze bardziej chyba włażę w nasz kokon-rysujemy z Adaśkiem -przede mną brystol-bardzo kolorowy,odkrywamy możliwości nożyczek,klej dostał nóg i łazi już po całym pokoju;) Jak mówi Paweł trzeba się skupić na własnym życiu ,jeśli nie możesz zrobić nic z tym co na zewnątrz-no i skupiamy się, choć trudno... Wpadłam w wir digi, zrobiłam nawet prace na wyzwania z artpiaskownicy ...trzeba się jakoś ratować...może jak nadejdzie wiosna energia zielonych i pachnących współtowarzyszy wspomoże moją, oby....:)

te kolory  jakoś ostatnio dodają mi energii :) foto zrobione jeszcze analogiem :)


29.1.12

Podręcznik do życia

                  Uwielbiam książki-oglądać dotykać,wąchać i pożerać oczami (okiem właściwie;))...Książki są ze mną od zawsze-jak byłam niemowlakiem uwielbiałam je obgryzać...jak już byłam prosiłam mamę o jedną książkę:" o zimie mamusi" i nie chodziło o zimę -porę roku -tylko o Rzym --mała książkę mojego taty coś na kształt przewodnika -podobno ją uwielbiałam-teraz już wiem dla czego -pełno tam zdjęć placów z kotami...;)Książka się bardzo przydała na lekcjach z historii sztuki:) Druga książka która utkwiła mi w pamięci to bajki birmańskie- O złotym żółwiu Maung Htin Aung, tak nie wychowałam się na Andersenie ani na Braciach Grimm tylko na bajkach birmańskich-czytała je mama, czytała babcia ale najbardziej chyba lubiliśmy jak czytał je tata.uwielbiałam te bajki-były takie właśnie nie bajkowe -był krokodyl co zjadał ludzi i chłopiec co zatłukł młotkiem parę staruszków--obiecując im w ten sposób kurację odmładzającą...i czapla co bała się że niebo zwali jej się na głowę więc spala z nogami wyciągniętymi do góry...jak dziś o nich pomyśle --to wiem ,że bajki były trudne i czasem nawet przerażające-ale nas -dzieci nie przerażały, wręcz przeciwnie fascynował nas ten orientalny świat...I chyba wrócę do tych bajek dawno ich nie czytałam może znajdę w nich coś co mnie tak a nie inaczej ukształtowało ;P A później było dużo dużo książek najróżniejszych, i pełne kart biblioteczne...Teraz niestety czasu brak, choć założenie ze przeczytam 52 książki w ciągu roku jest nadal aktualne to jest bardzo trudne w moim przypadku.Lubię pozanwać rzeczy od ich korzeni, od początku , nie lubie od środka-wyjatkiem są gazety które czytam od końca ;)Jelsi zainteresuje mnie jakas tematyka to draże temat dookoła,a że internet poki co pozwala na zgłębianie każdej tematyki w szerz i wzdłuż -czytanie książek przeciąga się w nieskończoność...miałam doczytać "Dary codzienności" czytam ale przy okazji trafiłam na "Szczeliny istnienia"-bo to też o ważności codzienności w życiu-tylko tak bardziej filozoficznie i zawile-ale warto się pochylić i pogłówkować-polecam zwłaszcza rozdział "Otwarcie",przy okazji trafił się numer "charakterów "bodajże z 2008 roku gdzie dowiedziałam się ze to lubowanie w codzienności i trochę zamykanie na świat -ma swoją nazwę- cocooning-  ba nawet pracują nad tym marketingowcy...czasem mam wrażenie że wszystko co robię ma swoja nazwę i  pewnie sztab ludzi to gdzieś aranżuje...trochę jak w Truman show...i tak płynie czas a ja przy jednej książce ;) Ale przecież nikt nie zabroni mi (póki mam miejsce:)) kupować i obwąchiwać nowych książek-- wiec wyrywam się do Empiku- ciesze oczy tymi pięknymi różniastymi  wydaniami,zapachem farby drukarskiej i trafiam przypadkowo-(jak oni lubią zmieniać te miejsca działów..).na coś co oznaczono "pedagogika " i czytam tytuły- jak..., tysiąc pomysłów na...,365 dni z ..., i od takich poradników półki ugięte-i myślę sobie kurcze-żyjemy w pięknych czasach na wszystko jest rozwiązanie podane na tacy-masz problem-szukasz odpowiedniej książki-czytasz i już z główki wydawało by się :) ale nie !!! bo jeśli jesteś człowieku bardziej dociekliwy i zaczniesz czytać więcej niż jedne tytuł na dany temat to koniec -jesteś gorzej niż w punkcie wyjścia !!! jesteś wciągnięty w galaktykę możliwości-mało tego jedne zaprzeczają drugim, jedne drugich pożerają,wciągają w czarną dziurę...koniec.Wychodzę z empiku -w głowie mi się kreci-możne od zapachu farby, może od nadmiaru propozycji....wracam,w domu półki się uginają -czas coś z tym zrobić ;)

20.1.12

czasem brakuje słow...

Przeczytałam i zamarłam...http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,11003296,Nie_ma_plodzika_.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Wysokie_Obcasy

Nie wyobrażam sobie takiego ,przeżycia,na samą myśl mam wielką góle w gardle,łzy same cisną się do oczu, Boże chroń nas przed takimi wypadkami i takimi ludźmi...Miałam to szczęście,że urodziłam zdrowe dziecko,mając przy sobie kochanego i troskliwego męża i fantastyczna opiekę położniczą,wszystko przebiegało dobrze a ja i tak w pewnym momencie krzyczałam i nikt mi słowa nie powiedział.Nie zapłaciłam złotówki,nie dałam w przysłowiową łapę, rodziłam w państwowym szpitalu...da się ? da !Poprostu ludzka życzliwość i zrozumienie i tyle.Nie mogę zrozumieć jak ludzie którzy wybierają taki zawód, przechodzą do porządku dziennego, pozbywając się współczucia, troskliwości i ludzkich odruchow... i nikt mi nie wytłumaczy,że tka po prostu jest,ze przyzwyczajenie,że zmęczenie...jak ktoś tak chce się tłumaczyć to niech szuka pracy na poczcie,niech stepuje znaczki ( bez urazy )a nie do tak odpowiedzialnego zawodu się pcha i tyle ...

Kotek za oknem

Miałam kiedyś kotka, ba wiele kotów ,kociara byłam straszna i byłabym pewnie do dziś, ale może kiedyś jeszcze będziemy takiego kotka hodować :)Miałam kotka nazywanego przez wszystkich "bida" Bida był od urodzenia chory miał coś w rodzaju padaczki, przy jedzeniu tak strasznie się męczył,że padał i trzeba było go chwile nosić, bał się wychodzenia na dwór, miał wtedy ataki padaczki-okropny widok.W każdym razie miałam tego kotka chyba rok i był dla mnie jak dziecko.Wymagał ciągłej opieki, a moje powroty witał jak szalony,jak wychodziłam z domu kładł się na moich ciapach i czekał aż wrócę... niestety zginął śmiercią tragiczną,spadł z balkonu...Bida nauczył mnie cierpliwości i akceptacji bezgranicznej bez względu na zalane kawą notatni--z reszta nie moje notatki, które musiałam potem przepisywać-a sporo tego było,obsikane meble,ubrania i rysunki, zakupane doniczki kwiatów...Taki trening przed zostaniem rodzicem jest świetny, potem żadna kupa dziecięca nie straszna...Pozniej miałam innego kotka,kotka nazwałyśmy z siostrą Maniek( serial Magda M.).Maniek był przeuroczym bardzo mięciutkim ( nad wyraz mięciutki wiem co mowie dużo kotów wymemłalam i zagłaskałam), milutkim i przytulalskim,już go niestety nie ma...ale jego sobowtóry prześladują mnie bardzo często. Identyczny kotek przywitał nas przed domkiem na "Fuertaventura" w czasie podroży poślubnej...potem cały tydzień pokazywał się przynajmniej raz dziennie,zazwyczaj spal na zewnętrznym oknie..W ogóle Fuertaventura jest kocim rajem, mnóstwo tam kotów,łażą sobie swobodnie po ulicach, piękne kolorowe i wypasione-być może właśnie do tego raju trafił mój Maniek :) A teraz "kolejny" Maniek siedzi za oknem ,nie wiem skąd nie wiem czyj ale przychodzi często ,może go zaadoptuję...Adaś bardzo lubi kociska, ba ma to w końcu w genach po mamusi-na widok kota piszczy i mówi coś na kształt"eijji"może to ma być miał ,nie wiem ale lubi dusi ,mizia przytula te pluszowe i te prawdziwe:)

a tu kolejny zliftowany scrap

16.1.12

No i jest zima :)

Mamy piękna zimę za oknem. Własnie wrocilismy ze spaceru,Adsiek do łożeczka ja do obiadu, teraz chwila przerwy i mogłabym napisac juz za Nosowską "kocham ten stan...papierosy,kawa ,ja.."ale nie pale i nigdy nie paliłam i raczej nie zamierzam wiec bedzie kocham ten stan -laptopik,kawa,ja;). Po tym przydługim wstępie czas na dwake refleksji.Adasiek zaliczył dzis pierwszego nura w śnieg i to takiego porządnego po czubek głowy-przerażenie ogromne, nowe, białe mokre i do tego zimne jeszcze-ale płaczu nie było, wrecz przeciwnie.Do tej pory kazde spotkanie ze śniegiem odbywało sie w towarzystwie grymasu i tekstu "bleeee" nie chciał chodzić po śniegu ,dotykać jedynie dupka na sanki i jedziemy...Chyba go ta biała połać śniegu dookoła przerażała, choć do strachliwych dzieci nie należy.Ale po przymusowym "przytuleniu"snieznej pokrywy Adas zaplał milościa do sniegu :) I zaczeło sie brodzenie po zaspach strzasanie sniegu z choinek itp.Porzadnie sie dotlenilismy oboje,wszystko mokre,rekawiczki przemoczone zupełnie ale za to buziak usmiechniety od ucha do ucha :) i tak sobie pomyslałam ,o nas "drosłych" ile to razy do czegos nie mozemy sie przekonac, odkladamy na pózniej lub zupełnie gardzimy czyms nowym,ktoś nas namawia,podpowiada amy nie i nie bo to bo tamto -a w środku poprostu strach przed nowym nieznanym.A gdyby tak poprostu wapśc w cos "nowego "i po pierwszym "zmoczeniu " nie uciekać tylko ucieszyć sie,że nowe i może fajne i ile nam nowych możliwości daje...Racje maja państwo Kobat- Zinn w "darach codzienności"pisząc,ze dziecko należy traktować jak nauczyciela,czasem położyc się na "podłodze" i spojrzeć z jego perspektywy.Książka wspaniała,nadal w przetrawianiu i czytaniu bo nie należy do tych książek o byciu rodzicem ktore czytamy czytamy i nagle juz koniec ??? a gdzie treść? ;) Lubie czytać, lubię choc nie mam czasu na zanużenie sie z ksiażka pod kocem, z kubasem herbaty-stos książek rośnie-a i tu sie pochwalę:) ostatnio wygralam "Musimy porozmawiać o Kevinie" w konkursie wysokich obcasow:)) I czekam z niecierpliwościa na listonosza-bo choc czytałam,że ksiazka trudna i szokująca to jestem gotowa zarwac pare nocy by ja przetrawic.A wszystko dlatego ,że do kin "wszedł" własnie film na podstawie tej książki...i rozpetała sie dyskusja ktora mi juz bokiem wychodzi -bo tyle łupot ile usłyszłam od madrych pan z telezwizji to jeszcze nie słyszałam...ale to na inny post ,moze jak przeczytam to sie wypowiem.W kazdym razie ogłaszam : za Ja osobiście dziecko swoje kocham bardzo i nie uwazam ze dzieci moga rodzic się zle z natury-to rodzice je takimi robią niestety-z niewiedzy lub innych problemow.Dodatkow uważam ,że dopoki sobie ktoś swego zycia nie ustabilizuje i kilku spraw najwazniejszych nie przmeysli na dziecko nie powinien sie decydowac z tego wzgledu ,że dzieci nam spraw nie porzadkuja wrecz przeciwnei--to nasz obowiązek by tym dzieciom pokazac jak życ a nie odwrotnie...Ale to moje osobiste zdanie :)koniec jak to P. mowi litani;)
teraz scrapy ;) zliftowane wiecje o projekcie na blogu : http://liftonoszki.blogspot.com/


 pozdrawiam ciepło i zachęcam odwiedzających do zostawiania komentarzy,będzie mi bardzo miło:)



7.1.12

malutki nowy roczek:)

Krok za kroczkiem nowy roczek, lubię ten czas :) początki...zawsze to lubiłam ,nowy początek roku,zeszytu,książki,biel czystej kartki-wszystko można zacząć od nowa.Postarałam się i pozamykałam pewne sprawy w 2011, wysprzatałam mieszkanie z kurzów 2011-nawe tych pod kapną;). Wszystko co trzeba zostało za mną, to czego potrzebuje,kocham ,marzę przenoszę i planuję na 2012.Powstał kalendarz, tym razem taki na moją miarę-bo w tych kupionych zawsze mi czegoś brakowało.Ma okładkę z motywem obrazu jednego z moich ulubionych artystów-A.Muchy-co ma przypominać o sięganiu po farby i inne sprzęty, które zaczęły się już dobrze kurzyć,jest zawieszka aparatu który mam nadzieję będzie jeszcze bardziej intensywnie użytkowany w tym roku,i sporo miejsca na wklejanie zapisywanie mazajowanie, rysowanie itp.:)Powstała lista celów i spraw do załatwienia.Z najważniejszych spraw-zrobienie prawa jazdy-koniecznie-dzięki Bogu-ktoś dał mi ostatnią szansę i przeniósł nowe przepisy na 2013;)Jest jeszcze postanowienie przeczytania jednej książki tygodniowo projekt52(będą recenzje,będą;)),jednego zdjęcia dziennie-projekt365,no i projekt do którego wciągnęła mnie immacola!!!za co dziękuje !!! Liftonoszki edycja 2012:)))-dzięki temu dziś powstał mój pierwszy w życiu scrap!!! były kartki,notesy,pudełka,a teraz kolej na scrapy:)tyle zdjęć czeka :)jest jeszcze kilka pomysłów ale to wyjdzie w praniu, jeśli uda mi się rozciągnąć dobę ;)
                 W Nowy rok wkroczyliśmy bardzo rodzinnie,turlając się na dywanie z aparatem w ręku,byliśmy co prawda na imprezie,ale pan Adam w pewnym momencie stwierdził,że zabiera zabawki i idzie do domu,bo towarzystwo za stare-dosłownie,spakował klocki i zrobił swoje znane już"pa-pa", imprezę kontynuowaliśmy już w węższym gronie;).
i scrap z kawałkiem zdjęcia- kawałka mojego obrazu ;)